
Właśnie takie, nieco prostackie powiedzenie miał jeden z moich byłych wspólników. Oddawało idealnie jego postrzeganie świata i zapewne dlatego nie jesteśmy już wspólnikami. Niemniej jednak to powiedzenie pozostało w mojej głowie. Jednak nie wracam do niego zbyt często, bo podejmowane przeze mnie decyzje są coraz lepsze. Oczywiście życie nie jest nieustającym pasmem sukcesów, ale od pewnego momentu powodów do radości mam znacznie więcej niż tych do smutku. Dokładnie wiem, dlaczego tak jest i z dziką rozkoszą opowiem Ci jak to robię.
Dawno, dawno temu… 🤣🤣🤣
No dobra! Wcale nie tak dawno doznałem olśnienia. Mój zmęczony, sfrustrowany i solidnie wkurzony umysł potrzebował odpoczynku. Dawał mi wszelkie możliwe znaki i sygnały, że ma serdecznie dość i za chwilę przestanie normalnie funkcjonować. Wszystko wokół mnie działo się szybko, a różnorodność tematów wymagała czegoś, czego mózg nie znosi – pełnej koncentracji. Kolejny raz wstałem rano z bólem głowy, spojrzałem na listę zadań i poczułem wszystko to, z czym musi zmierzyć się lider ponoszący porażkę. Uznałem, że mam serdecznie dość i muszę odpocząć. Zadzwoniłem do firmy, powiedziałem, że dziś nie pracuję, przekierowałem komórkę na biuro, siadłem na motocykl i ruszyłem przed siebie.
Już po kilku chwilach skupienia na drodze gonitwa myśli znacznie zwolniła i wszystko zaczęło powoli układać się w jakąś sensowną całość. Nagle! Nie wiadomo skąd. Pojawiło się olśnienie wynikające z połączenia kilku faktów.
Fakt pierwszy. Świata nie zmienię, mogę zmieniać jedynie siebie. Co oczywiście nie oznacza, że muszę godzić się na to, co świat mi przynosi. Fakt drugi. Jedyne, na co mam realny wpływ, to moja postawa. Nastawienie ma znaczenie i robi ogromną różnicę. Fakt trzeci. Wszystko to, czego potrzebuję do szczęścia i sukcesu mam schowane pod kaskiem. Wszystko jest w mojej głowie. PORAŻKA również.
Łącząc te kropki dotarło do mnie, że prawdziwa porażka jest wtedy i tylko wtedy, gdy nie wyciągnę wniosków z popełnianych błędów. Od tamtej pory analizuje konsekwencje swoich decyzji. Szczególnie tych nietrafionych. Mógłbym teraz przytoczyć jakiś mądry cytat albo życiorys znanej postaci, ale oszczędzę Ci tego, bo doskonale wiesz o co chodzi.
Chodzi o zmianę sposobu myślenia i postrzeganie porażek w kategoriach lekcji i okazji, a nie katastrofy i żałoby. Korzyści z tej zmiany są nieprzecenialne.
Nie mam jednak dla Ciebie dobrych wiadomości. O ile zmiana osobistego podejścia do porażki jest relatywnie prosta, o tyle w przypadku organizacji nie jest tak różowo. Prawda, jest taka, że im bardziej nastawiona na wynik i sukces organizacja, tym trudniej jest jej wyciągać wnioski z porażek.
Przecież to sukces jest królem. Sukces jest hołubiony i wynoszony na piedestał. Osiąganie sukcesów i dowożenie targetów jest oczekiwane i wynagradzane. Oczywiście nie ma w tym nic złego. Jednak sukces jest nielojalny, zdradliwy i podstępny.
Sukces odwiedza wszystkich bez wyjątku. Odwraca się czasem do nas niewymowną częścią ciała i zdradza nas z konkurencją. Jednak najgorsze, co robi nam sukces, to podstępne rozleniwianie wszystkiego i wszystkich. W końcu, skoro osiągnąłem cel, to po co cokolwiek zmieniać? Na domiar złego, jeśli odnoszę ten sukces kolejny raz z rzędu, to znaczy, że to, co robię, robię doskonale i za żadne skarby niczego nie zmienię. Idealna definicja stagnacji.
Tymczasem, to wiedza wynikająca z potknięć, upadków i przegranych pcha nas w stronę rozwoju. Trzeba tylko zadbać o to, żeby porażka nie ciągnęła nas w przepaść rozpaczy, a pchała w stronę postępu – na szczyt.
Nie wiem, jak Ty, ale ja wielokrotnie uczestniczyłem w spotkaniach, podczas których chwaliliśmy się wynikami i sukcesami. Klepaliśmy się po plecach, wręczaliśmy i odbieraliśmy nagrody. Zawsze wtedy miałem wrażenie, że gdzieś pod wykładziną jest zamieciona cała sterta problemów i porażek o których nikt nie chce rozmawiać.
No dobra, ale jak zmienić dojrzałą organizację, w której o problemach i porażkach rozmawia się tylko przy ekspresie do kawy? Jedyną osobą, która może to zrobić to lider. Prawdziwy przywódca, który zrozumie, że tak długo, jak długo nie stworzy kultury dzielenia się porażką, będzie wielokrotnie płacił za te same błędy, popełniane przez różnych ludzi w różnych miejscach. Wyobraź sobie spotkanie swojego zespołu, którego agenda zawiera się w jednym punkcie:
Opowiedz o swojej porażce i przedstaw to czego Cię nauczyła.
Stworzenie kultury organizacji, która umożliwia podejmowanie trudnych tematów, zachęca do dzielenia się wiedzą, również tą wynikającą z potknięć i błędów, sprawi, że Twoja organizacje będzie, jak saper. Pomyli się tylko raz. Kultura, którą można nazwać: „Czasem wygrywasz, a czasem się uczysz” daje szansę organizacji na rozwój w postępie geometrycznym.
Oczywiście takie podejście wymaga odwagi dojrzałego przywódcy, stworzenia bezpiecznego środowiska pełnego szacunku i być może specjalnych procesów i procedur, ale GWARANTUJĘ Ci, że to się opłaca.
Nie wierzysz? Spójrz w niebo. To właśnie w chmurach znajduje się poparcie moich słów i nie mam na myśli wiary. Dowody na to, że kultura dzielenia się porażką jest opłacalna, są w pełni materialne, choć zdecydowanie nie przyziemne.